Muszę dziś wykonać plan…

DSC_0518

Gdy w 2006 roku okazało się, że będę mamą zaczęłam projektować własny plan na wychowanie mojego synka. Wiedziałam, że chcę karmić piersią. Miałam dylematy „szczepić, czy nie szczepić”? A jeżeli szczepić to na co i czym? Kiedy zacząć przepajać, a kiedy wprowadzić deserek? Jednego byłam pewna… Od urodzenia będę  mu czytać… najpierw były to podręczniki akademickie… bo na nic innego nie miałam czasu… ale zanim moje dziecko skończyło pół roku całymi dniami słuchało rytmicznych wierszy Juliana Tuwima, Jana Brzechwy (a gdy na te brakowało mi ochoty, słuchał Poświatowskiej, Broniewskiego, Osieckiej, Kofty, artykułów gazet, i książek, które aktualnie ja czytałam). Tak minął nasz pierwszy wspólny rok. Później, nie pozwalał czytać nic innego niż książki wybrane przez siebie… „Czytać” to za duże słowo… w tym wieku wystarczało mu jedynie czasu na oglądanie i w swój jedyny i niepowtarzalny sposób komentowanie obrazków… Aż sama nie wiem kiedy, przyszedł czas na książki, które interesowały i mnie i jego. Jednak między spacerami, jedną książką a drugą w czasie gdy ja przygotowywałam posiłki, lub musiałam oddać się innym prozaicznym czynnościom życia codziennego… mój syn zaprzyjaźnił się z Arką Noego, Fasolkami, muzyką poważną dla dzieci i nie tylko dla dzieci…. Pokochaliśmy także Marka Grechutę. Wśród wielu płyt dedykowanych dzieciom… znalazłam perełkę „Marek Grechuta Piosenki dla dzieci i rodziców”. Album wydany w 1991r. Małe arcydzieła! Są tam piosenki, przy których dziecięce nóżki  natychmiast rwą się do tańca, a także takie, których z nostalgią słuchają po wielokroć. Na płycie usłyszymy wielu małych artystów, z którymi śpiewa sam Mistrz. Teksty wybrane na płytę, są zbiorem własnych utworów Grechuty napisanych dla syna Łukasza, a także fragmenty słuchowisk dla dzieci, które współtworzył Marek Grechuta.  Ta płyta jest inna niż wszystkie. Teksty zawierają wiele walorów edukacyjnych. To przy piosence „Już idzie wiosna” uczyliśmy się z synem jakie są oznaki tej pory roku. Z zapałem na spacerach wskazywał „na śniegu z trawy dywanik”  Do naszych ulubionych piosenek  należy  humorystyczna ballada „Jadę pociągiem prawdziwym:

„Jedzie pociąg jedzie,

wiezie ludzi wiezie,

puszcza dymu szare kłęby.

Powiedz mi sąsiedzie,

dokądże ty jedziesz 

bo ja do Szklarskiej Poręby…”

Bez wątpienia jedną z największych zalet tej płyty jest puszczanie oka do rodziców, ale przede wszystkim chylę czoła przed uniwersalnością przekazu. Obie te cechy spełnia trzeci wielki przebój,” Muszę dziś wykonać plan”. W nim znajdziemy wszystko: dowcip, niewątpliwy walor edukacyjny, ale także czytelny satyryczny podtekst o przekazie wymierzonym w realia świata, w którym powstawały te piosenki. Należałoby sie zastanowić, czy tak wiele się od tamtej pory zmieniło?  

„…Bo ja tego znieść nie mogę DSC_0541
Że nie dbacie o przyrodę
Z mego okna widok marny
Chodnik szary asfalt czarny
Stoi słupek zamiast drzewa
Nic nie rośnie nie dojrzewa
Krasnoludek się zatruje
No a kto postawi dwóję?
Kto? No kto?…

Płyta genialnie sprawdza się w samochodzie, i chociaż dedykowana dzieciom pozbawiona jest elementu infantylności, który bardzo często przeszkadza we wspólnym odbiorze dziecka i rodzica.

DSC_0189

Pierwsza wizyta Leny w Bibliotece….

551677_326256370757334_1753789510_n

Moja Mała Córeczka, otrzymała niedawno swoją pierwszą kartę biblioteczną!  W gęstwinie półek pełnych książek poprosiła o pomoc w wyborze mówiąc, że chce wypożyczyć takie tytuły, które zapamięta na zawsze! Rzuciła mi wyzwanie… Pospacerowałyśmy razem przeglądając poszczególne tytuły… Najniższe półeczki ze starannie ułożonymi pozycjami, których główną bohaterką była Barbi, ku mojej radości Lena ominęła bez większego zainteresowania… i nie, że mam coś przeciwko tym bajkom, albo dzieciom, które je czytają ale tytuł „Barbi i pokaz mody” lub „Barbi i nowy samochód” to nie koniecznie to co chcę czytać mojemu dziecku do snu… Poszłyśmy dalej… Zupełnie nic nie przychodziło mi do głowy.Zaczęłam przypominać sobie bajki, które przed laty czytała mi moja mama… i postanowiłam uderzyć w klasykę!!! Na pierwszy rzut poszła Astrid Lindgren i nieśmiertelna Pippi Pończoszanka!!! No bo kto nie zna najsilniejszej dziewczynki na świecie, która łamie wszystkie zasady, nie musi chodzić do szkoły i ma mnóstwo prawdziwie zabawnych przygód? W końcu to książka, o której w latach czterdziestych gwałtownie dyskutowano, autorkę nazwano „niekulturalnym beztalenciem”, a Pippi „dzieckiem o umysłowo chorej fantazji” a mimo to książka przetrwała próbę czasu i próbę „autorytetów”. Wiedziałam, że tę książkę Lena na pewno zapamięta. Kolejnym moim wyborem była „Kocia Mama” Marii Buryno-Arctowej. Książka mojego dzieciństwa, wydana po raz pierwszy w 1905 roku. Opowieść ilustrująca życie dzieci jeszcze przed I Wojną Światową. Główną bohaterką jest Zochna, która nazwana została „Kocią Mamą” przez wielkie serce jakie miała dla tych zwierząt. Zochna wraz z rodzicami i rodzeństwem mieszkała na wsi, otoczona przyrodą. Miłość do zwierząt nie raz wpędzała w kłopoty Kocią Mamę i jej towarzyszy…
Pamiętałam tę książkę  sprzed lat , jako bardzo piękną, wzruszającą i ciepłą, taką bardzo „dziewczyńską”. W trzy wieczory przeczytałam ją z córką. Dziś po prawie trzydziestu latach, odczucia mam podobne. Moje dziecięce emocje powróciły gdy obserwowałam reakcję Leny… Ale… Nie uszło mojej dorosłej uwadze, że sto lat temu w książce dla dzieci napisano, że koty tuż po narodzeniu topiono (wszyscy o tym wiemy, ale dziś o tym w bajkach się nie pisze), że młody chłopiec wymierza straszną karę zwierzęciu, za co, co prawda spotyka go zasłużona kara, jednakże dziś o takich rzeczach do snu się dzieciom nie czyta. Lena przyjęła moje tłumaczenie, o zmianie czasów, wartości, etc. Ku mojemu zdziwieniu nie przeżywała zachowania chłopca ale z empatią podeszła do uczuć Zochny, nie zastanawiała się dlaczego ktoś chciał pozbyć się nowo narodzonych kociąt, ale bardzo cieszyła się, że Zochnie udało się je uratować… Czy polecam?? Polecam!!! Lena o książeczce mówi bez przerwy,           z rozbawieniem wspomina przygody Kociej Mamy … a mnie pociesza, że skoro po przeczytaniu tej lektury, nigdy nie przyszło mi do głowy zrobić krzywdy żadnemu stworzeniu a wręcz przeciwnie, to znaczy że nie koniecznie wymienione drastyczne epizody muszą mieć negatywny wpływ na psychikę dziecka!!! Dziś wiem, ze odbiór dziecka i dorosłego to dwa zupełnie różne odbiory.. Lena dostrzegała emocje i je podzielała a ja wybiegałam przed szereg dostrzegając szczegóły (bez wątpienia godne krytyki). To fajna historia pokazująca, że życie dzieci sprzed stu lat wyglądało nieco inaczej niż współcześnie, to książka o miłości do rodzeństwa, to książka o szacunku do zwierząt…
Mój Syn towarzyszył nam w Bibliotece. Wypożyczył „Braci Lwie Serce”. Książkę z zaciekawieniem obecnie czytamy…

A my w podróży….

Wakacje! A jak wakacje to podróże! Jak podróże to przygody…

W lipcu byliśmy w Paryżu… tym XIX-wiecznym. We Wrocławiu z przełomu lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych.  A ponad to  baśniowych krainach, których nie sposób wymienić… Ale od początku!!!!

Siadamy wygodnie, najlepiej w sypialni, bierzemy ze sobą wodę mineralną (Lena zabiera jeszcze pluszowego kota)… i lecimy…

1

Podróż zaczynamy w Lubinie, tu zaprzyjaźniamy się z Maćkiem. Maciek ma 12 lat i gra na skrzypcach.

3

Kolejny przystanek – Moskwa. Tam, razem z Maćkiem oczekujemy na bardzo ważne spotkanie, by móc wrócic do Lublina, w którym właśnie, urodził się Henryk Wieniawski. Poznajemy zwyczaje  i sposób wychowania dzieci z bogatych, inteligenckich rodzin w XIXw.

6

 

Obserwujemy rodzącą się pasję i miłość do skrzypiec.  W dalszą podróż zabiera nas już sam, bardzo młody Wieniawski.

4

Moje dzieci obserwują hobby w najlepszym wydaniu.  Zaczynają rozumieć, że talent to nie wszystko.. widzą sens ciężkiej pracy! Córa z zainteresowaniem słucha fajnej opowieści, uśmiecha się często a przy spotkaniu Wieniawskiego z Chopinem śmieje się w głos… zresztą jak my wszyscy!!! Książka miała być na kilka wieczorów… wystarczyła na jeden długi wieczór we czwórkę!!! Dla nas dorosłych, historia ta stała się przyczynkiem do bliższego poznania życiorysu  wielkiego artysty i mimo faktu, że skończył tragicznie cieszę się, że Aleksander poznał moc jaką może mieć miłość do muzyki, a z Leną jeszcze do lektury wrócimy, za jakiś czas.

Zachwyceni podróżą do Paryża, postanowiliśmy kontynuować podróże w czasie… Na czas kolejnych „przygód” nasza czwórka podzieliła się na dwie załogi! Ja z Aleksandrem udaliśmy się do Wrocłowia ogarniętego peerelowską zawieruchą, a w tym samym czasie On i Lena wypłynęli na wielkie wody wyobraźni wraz z kapitanem Jędrusiem.

Jak żyli ludzie w czasach gdy nie było telefonów, komputer zajmował powierzchnię dużej hali, w tv były dwa programy a Pewex był synonimem raju?!

2

Na te pytania szukamy odpowiedzi z perspektywy jedenastoletniego chłopca, który na skutek pewnego zdarzenia przenosi sie do Wrocławia lat 70.

978

Na kazdym kroku mój syn otwierał oczy ze zdziwienia… Lawina pytań, wręcz przeszkadzała w czytaniu. Jednak najbardziej zaskoczyły mnie jego wnioski po zakończeniu lektury! Zastanawiał się czy kiedyś dzieciaki były bardziej odpowiedzialne niż w dniu dzisiejszym, czy może rodzice byli mniej ostrożni! No bo jak to tak? Na cały dzień? Przed blok? Z kolegami i bez telefonu komórkowego w kieszeni?? Długo szukaliśmy plusów tamtych czasów, i obydwoje doszlismy do wniosku, że to były ciekawe czasy, jak powiedział Aleksander „czasy gdzie kolega był ważniejszy i ciekawszy niż najfajniejszy gadżet”.

Wracamy do Niego, Leny i Kapitana Jędrusia!!! Fajna, mądra książka dla nieco młodszych napisana przez Andrzeja Grabowskiego (nota bene jemu też zawdzięczamy takie programy jak TikTak, Ciuchcia i Budzik). Głównym bohaterem jest Kapitan Jędruś, bardzo mądry i dobry chopiec, który w swojej załodze ma między innymi bosmana Tatusia. Bosman Tatuś, podobnie jak reszta dorosłej załogi zgodnie z zasadami panującymi na statku musi bezwzględnie słuchać swego kapitana. Załoga ma mnóstwo przygód w przedziwnych krainach.

DSC_097611

 

Mimo, że książka dla młodszych pociech, ilustracji jest niewiele. Jednakże każda z nich z powodzeniem mogłaby służyć za obrazek na ścianę do pokoju dziecięcego.  W fabułę wplecione zostały teksty piosenek, które zmuszają rodzica do układania własnych linii melodycznych… (dla mnie ogromne wyzwanie… a moja córa każe mi te piosenki – o zgrozo- śpiewać po kilkakroć).

10

Lubimy te nasze podróże. Bo przecież każda podróz kształci. I banał tego stwierdzenia jest tak samo ogromny jak prawda, którą zawiera.  Te podróże kształcą głównie nas – mnie i Jego. Bo prowokują  nasze dzieci do zadawania pytań. Zmuszają do szukania czegos więcej i każą patrzeć dalej niż wskazują autorzy przytoczonych książek. To dzięki „Podróży ze skrzypcami” utwory Henryka Wieniawskiego zagościły w naszym domu. Ta ksiązka sprowokowała dyskusję o roli pasji w życiu człowieka. I mimo faktu, że naszym celem jest wspólne poszukiwanie tejże w życiu Aleksandra i Leny, to z tyłu głowy mamy, smutny koniec życia Wieniawskiego, któremu zacięcia, pracowitości i oddania swojej największej miłości przecież nie można odmówić! Dzięki „Kaktusowi na parapecie” w naszym domu zagościło wiele książek o tamtych czasach, z dzisiejszej (naszej) perspektywy słusznie minionych. Ale z drugiej strony Aleksander słusznie zauważył, że były to czsy dzieciństwa i młodości jego Dziadków. Dzieciństwa i młodości, które Dziadkowie wspominają z najwyższym rozrzewnieniem.Teraz my, dorośli z przełomu epok widzimy dysonans pomiędzy retoryką podręcznikową (z którą moje dzieci lada chwila się zmierzą) a osobistymi doświadczeniami bliskich nam ludzi, którzy na przełom lat siedemdziesiatych i osiemdziesiątych patrzą z sentymentem swoich własnych doświadczeń. Cieszy mnie ogromnie, że mój syn historii „uczy się uczyć”, że szuka źródeł, że poszukuje, że wyciąga wnioski!

Lena żyje jeszcze w świecie smoków, wróżek, bohaterskich czynów i w mocnym przekonaniu, że dobro zawsze zwycięży zło. I cieszy nas to! I szukamy nowych baśni ze wszystkich stron świata, i razem szukamy opowieści, w których jak w „Kapitanie Jędrusiu”, ukazane są różne wzorce zachowań, różni bohaterowie i różne postawy, poszerzające jej wyobraźnię, której granic ja nie ogarniam!!!!

 

O zwierzakach w roli głównej…

Jesteśmy z tych, co to uczą swoje dzieci, że trzeba przenieść ślimaka na drugą stronę chodnika nim ktoś inny zrobi mu krzywdę. Pilnujemy by w lesie, w  parku czy nad rzeką uszanowały gościnne progi natury. Nie pozwalamy na bezmyślnie zrywanie liści z drzew a mrówki, żuczki i inne stworzenia jedynie podglądamy w ich naturalnym środowisku. Moje dzieci wiedzą, że naczelną zasadą jest nie przeszkadzać  zwierzakom a gdy trzeba należy im pomóc. Może dzięki temu moje latorośle uwielbiają opowiadania o zwierzętach, a szczególnie te najprawdziwsze. Na kartach elementarza, o którym wcześniej wspominałam jest wiele historii o zwierzętach. O tym jak przeplatało się ich życie z życiem człowieka.

wpid-20140711_131126.jpgwpid-20140711_131059.jpgwpid-20140711_131112.jpg.

Tak jak wszystkie historie, we wspomnianej książce, także i te o zwierzętach w roli głównej są bardzo treściwe i napisane tak, by mały czytelnik mógł je bez problemu zrozumieć. Ważną kwestią jest to, że język książki choć przystępny nie jest infantylny, co moim zdaniem stanowi właściwe a przede wszystkim ciekawe preludium do „przygody” ze szkolnymi podręcznikami…. Ale powróćmy do zwierzaków… Dzięki elementarzowi poznaliśmy, także niedźwiedzia Wojtka….

wpid-20140711_130917.jpg

Postać ta, tak je zafascynowała, że zmuszona byłam szukać czegoś jeszcze, by zaspokoić ich wrodzoną  ciekawość … I znalazłam, i zakochałam się i ja i One także!!

wpid-20140711_151708.jpgwpid-20140711_151834.jpg

 

Dwa wieczory. Wspólne czytanie we czwórkę!!! Niesamowita literatura dziecięca, W sposób czytelny, jasny i bardzo ciekawy zabrała moje dzieci w kolejną  podróż w czasy II wojny… Dzięki sympatycznemu niedżwiedziowi mój syn poznał Władysława Andersa, a Monte Cassino od teraz to dla niego miejsce szczególne…. Czytając te książkę nie płakaliśmy, często śmialiśmy się z przygód fajnego Misia a z tła tych przygód razem uczyliśmy się historii w sposób najfajniejszy…

wpid-20140711_151814.jpgwpid-20140711_151747.jpgwpid-20140711_151802.jpgNiesamowitym jest, to że zwierzaki te nie mówią, nie robią zakupów, nie chodzą do pracy a jednak fascynują. Swoją życiową, zwierzęcą mądrością. Nie muszą udawać ludzi, pozostają sobą.

Pozostając w tematyce książek o najprawdziwszych w świecie zwierzętach,  nie sposób pominąć bardzo współczesnej książeczki, pięknie wydanej i bardzo mądrej skierowanej także dla młodszych czytelników.

wpid-20140711_152307.jpg

Traktuje ona o pięciu zwierzakach. Każde z nich Martyna Wojciechowska spotkała  w czasie swoich podróży. Każde ze zwierząt ma swoją historię niekiedy bardzo smutną innym razem zabawną. Tym razem dla pełniejszego obrazu autorka bardzo często ucieka się do personifikacji.

wpid-20140711_152417.jpgwpid-20140711_152403.jpg

Każda z tych historii jest warta przeczytania i zmusza do myślenia. Niesamowite zdjęcia. A najważniejsze jest to, że ta książka porusza wszystkie zmysły. niejednokrotnie czujemy zapach przypraw wielu kontynentów i wyobrażamy sobie różne smaki świata

.wpid-20140711_152450.jpgwpid-20140711_152430.jpg

Uwielbiamy książki, które bez wielkich planów, przenoszą nas w nieznane dotychczas światy. Uwielbiamy podróżować w czasie i przestrzeni, poszerzając horyzonty Świata, który wspólnie we czwórkę każdego dnia budujemy!!

 

 

Dobry czas…

Za nami dobry czas! Czas dzieci w wielkim mieście. Stolica potraktowała nas bardzo gościnnie. Dwa dni pełnej spontaniczności. Bez większych planów, bez zegarka, bez pospiechu… a mimo to czas wypełniony po brzegi w sposób ciekawy i kreatywny. Za każdym rogiem czekały na dzieci atrakcje  z wysokich półek, tematycznie dopasowane do miejsca w którym aktualnie się znajdowaliśmy.  Jednakże zanim zawitaliśmy w progach Cioci i Wujka, zanim  dzieci oddały się wspólnej zabawie z przyjaciółmi a my mieliśmy czas na długie i dobre rozmowy, odwiedziliśmy Muzeum Powstania Warszawskiego. Czy to dobre miejsce dla ośmiolatka i trzy lata młodszej dziewczynki? I tak, i nie! Nie, bo my dorośli zmuszeni byliśmy spłycić naszą wizytę do potrzeb dzieci. Tak! Ponieważ One dotykały historii wszystkimi zmysłami. Naszym kluczem zwiedzania był los dzieci w trakcie wojny. W tym muzeum siłą rzeczy dzieci nie grały głównej roli, ale przecież żołnierze, sanitariuszki aż w końcu sami Warszawiacy byli rodzicami więc skupialiśmy na nich jako rodzicach, na trudnych wyborach, których musieli dokonywać, na marzeniach jakie im towarzyszyły i szukaniu różnic między tym co było, a tym co jest teraz.

DSC_0434Nie zdecydowaliśmy się na przewodnika, gdyż wiedzieliśmy, że z tej lekcji historii, dzieciaki mają wynieść jedynie fakt, iż wojna  była konsekwencją złych decyzji dorosłych, która  pozostawiła mocny ślad na życiu ówczesnych dzieci. Nie chcieliśmy skupiać sie na ilości zabitych i rannych a jedynie pokazać dramaturgię wydarzeń w taki sposób by moje dzieci mogły nadal czuć się bezpiecznie i spokojnie zasypiać. Naszym jedynym przewodnikiem był tato Asiuni i Tomka, główny bohater książeczki „Mój tato szczęściarz” Joanny Papuzińskiej, wydanej przez Muzeum Powstania Warszawskiego  i wyd. „Literatura”.

DSC_0492

Tatuś brał udział w Powstaniu Warszawskim, opiekując się ludnością cywilną, jednak na skutek nieszczęśliwego wypadku stracił zdrowie ale dzięki szczęściu, które mu sprzyjało wciąż pozostał przy życiu. Poznajemy rzeczywistość warszawskich kanałów i roli jaką odegrały. W sposób bardzo delikatny mamy do czynienia z wszechobecną śmiercią i poznajemy pojęcia „wróg”, „przyjaciel”, „bezinteresowna pomoc”, „nadzieja”. W muzeum dzieciaki zatrzymywały się przy każdym włazie DSC_0494

kanałowym , a sam spacer kanałem był dla nich nie lada przeżyciem,bo tymi kanałami szedł przecież Tato Asiuni i Tomka ratując swoje życie. 

Kolejną książką,  po którą sięgnęłam by przygotować syna do wizyty w Muzeum był nasz ulubiony „Elementarz dla dzieci” Opisujący naszą historię w sposób bardzo barwny i ciekawy. I choć nie jesteśmy fanami czytania go od deski do deski jednym tchem, to sięgamy do niego bardzo często szukając odpowiedzi na niejedno pytanie. Do tej książki powrócę jeszcze niejednokrotnie, ale dziś skupimy sie tylko na informacjach dotyczących Powstania.DSC_0502DSC_0500

 DSC_0498DSC_0381

Wizytę w Muzeum zakończyliśmy projekcją filmu o zniszczonej Warszawie, by następnie wyjechać na taras widokowy i zobaczyć Miasto podniesione z ruin w lipcu 2014r.DSC_0497

Obydwie książeczki można kupić w bardzo atrakcyjnych cenach w kasie Muzeum Powstania Warszawskiego. Po piątkowej podróży w czasy II Wojny Światowej, sobotę i niedzielę dzieci spędziły na beztroskiej zabawie, którą zapewnili nam nasi Przyjaciele. W niedzielę pełni wrażeń i pozytywnej energii wracaliśmy do domu kilkaset kilometrów, a gdy dzieciaki usnęły w głośnikach samochodu cichutko popłynęły dźwięki płyty Lao Che „Powstanie Warszawskie”, bo my dorośli wracamy z pewnym niedosytem i kiedyś wrócimy do Muzeum sami by  dotknąć tej historii po naszemu od początku do końca, broń Boże nie szukając odpowiedzi na pytanie „Czy było warto?”.

Dziś zagramy

Najpierw gramy w marynarza… Lena liczy nasze palce i zaczyna odliczanie zawsze od siebie na kogo wypadnie, jako pierwszy rzuci kostką. Jeżeli nie wypadnie na Aleksandra usadawia się on obok tego, komu los przyniósł „zaszczyt” rozpoczynania gry by móc  rzucać jako drugi! Tak rozpoczyna sie każda planszowa rozgrywka! A gramy dużo i często. Wspólne, kreatywne spędzanie czasu bardzo sobie cenimy. Gramy od kiedy mój Syn zaczął myśleć na tyle logicznie by połączyć fakt rzucenia kostką z poruszeniem się o kilka pól na planszy. Osobiście nie lubię gier, w których  o zwycięstwie decyduje jedynie łut szczęścia wyrażony liczbą oczek w kolejnych rozgrywkach. Ku mojej radości ten etap mamy już za sobą. Jednak szczerze przyznaję, że to był ważny etap, który bez wątpienia nauczył moje dzieci sztuki przegrywania. Od zawsze mieliśmy zasadę, że gramy czysto. Nigdy nie łamaliśmy reguł tylko po to by dziecko zwyciężyło. Najważniejszym etapem gry zawsze były gratulacje dla zwycięzcy.  Na początku etap ten okraszony był łzami przegranego, ale mówię Wam warto było! Moje dzieci umieją przegrywać, grają z poszanowaniem zasad a swój intelekt wykorzystują w trakcie gier, które sumiennie dobieram. Obecnie listę naszych ulubionych planszówek otwiera „Super Farmer”.

DSC_0831new
Mnie urzekła historia jej powstania. Reguły szczegółowo obmyślił Profesor Karol Borsuk w trakcie wojennej zawieruchy lat czterdziestych.  Zasady są przejrzyste, choć jedyne i niepowtarzalne. I mimo faktu, że ważną rolę odgrywa kostka a nawet dwie i nie takie zwyczajne z oczkami ale dwunastościenne z wygrawerowanymi zwierzakami, to by wygrać trzeba mocno się nakombinować. Małe głowy liczą (starsza w pamięci, młodsza na elemantach tworząc skomplikowane działania), zmuszone są do myślenia analitycznego do kalkulowania ryzyka i ponoszenia konsekwencji swoich decyzji… bo wygrywa ten, kto pierwszy na swojej planszy uzbiera całe stado! Trzeba dobrze przemysleć co będzie bardziej opłacalne … czy wymienić owcę na małego psa, który obroni króliki przed lisem, a może ryzykując ich utratę mnożyć stado dalej??? Jest też duży pies on obroni zwierzaki przed wilkiem. Wiecie co jes najfajniejsze dla małych graczy?? To, że psy są w formie pięknych figurek,

DSC_0826new

Inne zwierzaki nadrukowane są na 120 krążkach. Jakość wykonania jest genialna. Wielokrotnie użycie nie wpłynęło na ich wygląd.

DSC_0822DSC_0813

40 minut super zabawy. Gwarantuję Wam, że rozgrywki toczą się nawet wówczas gdy dzieciaki już śpią…

Pamiętajcie o ogrodach…

Każdego dnia wieczorem, kładziemy się w sypialni i odpływamy… najpierw w krainę baśni, bajek i najprawdziwszych historii by na tej łodzi dotrzeć do krainy snów. Czasami te nasze czytanki przeciągają sie do późnej nocy i z wypiekami na twarzy obiecujemy sobie, że jeszce tylko jedna strona…. i tak dziesiątki stron odczytuję a Oni słuchają. Czasami do tego naszego czytania dołącza On bo mamy mnóstwo książek, które są ciekawe dla mamy, taty osimiolatka i pięciolatki…. Wiem jak wielka jest dziecięca wyobraźnia i wiem, że trzeba ją rozwijać pokazując dziecku Świat…                                                                                                                                        Moim celem na ten moment ich życia jest rozbudzenie w nich ciekawości.  Zawsze chciałam by każda nowa umiejętność była wielką przygodą a nie przykrą nauką szarej rzeczywistości. Czytam im od zawsze, skrupulatnie dobieram literaturę i zabawki by w każdej wspólnej chwili zaciekawiać, zadziwiać i czarować rzeczywistość a przy tym socjalizować, pokazywać dobre wzorce i inspirować…  Dziś mój Syn kończący pierwszą klasę udowadnia mi każdego dnia, że nasze prawie osiem lat było dobre i przyniosło efekty, choć wiele błędów popełniłam, cel swój cały czas osiągam… Nauka to jego pasja a książka – największą nagrodą i choć nie mówi płynnie w trzech językach, nie pływa stylem motylkowym i nie gra „Etiudy rewolucyjnej” na fortepianie, to każdego dnia chce wiedzieć więcej, więcej i więcej…i oby tak było zawsze….                                                                                    Dzis opowiem Wam jak moje dzieci zaprzyjaźniły się z pewnym impresjonistą i jak pokazałm im Sztukę przez Wielkie SZ nie umiejąc, malować, grać etc… a przedstawiając jedynie bardzo ciekawe historie wielkich ludzi   stworzone by cieszyć i zaciekawiać Młodego czytelnika!!!

Moim pierwszym odkryciem (mniej więcej gdy Aleksander miał 5 lat) była „Linea w w ogodzie Moneta” autorstwa CH. Bjork i L. Anderson wydana przez Zakamarki.Image

Przepadliśmy na kilka dni czytając i ogladając, oglądając i czytając. Do tytułowego ogrodu dotarliśmy wraz z małą Lineą i jej przyjacielem Panem Blomkvistem, ale po drodze minęliśmy cudne ilustracje, retrospekcje obrazów i najprawdziwsze zdjęcia bo Linea to pasjonatka fotografii.

ImageImageImage

Drogie Mamy, ile ja się z tej książki dowiedziałam. Geneza powstania wielu obrazów Moneta, jego biografia, etc. Pierwsza i ostatnia strona dla rodziców. Mnóstwo informacji, adresów pod które warto zajrzeć gdyby komuś przyszło do głowy zwiedzac Paryż z dzieciakiem… Polecamy najszczerzej!

Image

Posiadanie dwójki dzieci daje tę radość, że tą samą historię odkrywa się na nowo, inaczej i i zawsze w sposób najbardziej wyjątkowy, niepowtarzalny i jedyny….